wtorek, 14 października 2008

koszyk natarty smołą

dziś z kolei to uniwestytet sam sobie strzelił gola. nastąpił więc tak zwany samobój. oto profesor szukał sali by wykład przeprowadzić. i właśnie nie wiem, czy święte prawo akademickiego kwadransa obowiązuje jeśli jest profesor a nie ma sali czy tylko jak jest sala a nie ma profesora. wszak i jedno i drugie jest warunkiem koniecznym wykładu. ewentualnie jeszcze studenci.

łikend natomiast minął bynajmniej pracowicie. ponadto odkryłem tutejszą bibliotekę. nie mam słów. na każdy werset świętego Pisma po dwie trzymetrowe półki książek. raj, czyli. to w sobotę.
niedziela natomiast, to jak zawsze: pobudka o 6, 1,5 godziny joggingu, potem basen i siłownia, i rower. oczywiście, że to nieprawda! 7 dzień tygodnia i msza. po nederlands. i tu wziąłem proboszcza za kościelnego. prawda, że pojechałem po strereotypie, że staruszek w cardiganie i wąskim krawatem, siedzący w pierwszej ławce i czasem zawiadującym chórem rówieśników nie jest proboszczem. a jest. ponoć, bo nigdy nic nie wiadomo.

i w poniedziałek uczestniczyłem w atropologii religii. krew mnie zalewała jak profesor tłumaczył, że elohim to wiatr [pozwolę sobie wyjaśnić jądro bulwersacji. otóż elohim, to forma liczby mnogiej od el co znaczy bóg. tak, z małej. to bóg i imię. np. ej-eljon: bóg Najwyższy. swego czasu el był samodzielnym bogiem, bogiem burzy. co nie zmienia faktu, że imię jego pochodzi od "mieć władzę, być silnym"; co chyba z wiatrem ma niewiele wspólnego] ponadto, tłumaczył, że nefesz i ruah to to samo. a nie to samo. zaręczam.
i że - tym razem po grecku - blepo to bardziej to see niż to watch, które lepiej oddaje chorao. a raczej jest na odwrót. zachodnia edukacja. ach, i to też kolejny fan żiżka. slavoya.
z zapoczątkowanej serii piwnej: jupiler fatalny, duvel - ponoć uwielbiany przez obcokrajowców - bardzo dobry.

a "koszyk natarty smołą" dedykuję wszystkim donosicielom. zwłaszcza na przyjaciół przyjaciółek, których niby nie znali.

Brak komentarzy: