wtorek, 28 października 2008

furtka

weekend był trudny. nie ze względu na pogodę, ani na przypalone frytki, ani na piejące koguty, ani sąsiada uporczywie ćwiczącego grę na flecie. na poziomie under-początkującym.
był trudny tak w środku.
bo przymknąłem trochę furtkę. tę Jedyną, furtkę. tę samą, obok której pędził żywot pewien życzliwy pająk. jeszcze będzie miał widownię w mojej osobie. mam nadzieję.
ostatnio nie napisałem prawdy. bo okazało się, że najdłuższe słowo w nederlands wcale nie jest najdłuższe. bo najdłuższe jest hottentottententententoonstellingtereinen. do poprzedniego wystarczyło dodać, że chodzi o tereny na których wystawa będzie. i już.
a na naamsestratt powiesili już gwiazdki, choinki i inne mikołaje. nawet niebrzydkie, ale.
jeszcze liście na drzewach, jeszcze dzień długi, jeszcze nieśmiertelnej mariah carrey nie ma w radio, jeszcze helloweenu nie było. a to już.
a cukrowe renifery były w promocji już w zeszłym tygodniu. nie ma to jak wcinać renifera w świetle dyniowej świeczki.
a dynie opanowują miasto. i upiory i inne takie. nawet katolicki uniwersytet promuje helloween-party, na której obowiązuje dresscode spooky.
niektórzy nie muszą się przebierać. ach, co za cięty dowcip.
nie żebym miał coś przeciwko wiedźmom czy ogromnym włochatym pająkom-magikom. nie mam nic przeciwko czemuś czego nie ma.
a na swoich drzwiach najchętnej nakleiłbym nalepkę: w tym domu nie ma słodyczy, ale może ktoś przeczytał niusy z usa i wie, że takie nalepki mają mieć ci, co NAPRAWDĘ kochają dzieci.
a ja nie z tych. tymczasem

Brak komentarzy: